Zmiana regulacji, która w zasadzie nic nie zmieniła i powrót starych demonów Maxa Vesrtappena.
Zacznijmy od zmienionych regulacji dotyczących elastyczności przedniego skrzydła. Kibice McLarena drżeli w obawie o utratę formy, zaś sympatycy Red Bulla, że przywróci im to nadzieje o tytuł, a może nawet i oba… Wygląda na to, że idealnie podsumował to Lewis Hamilton – Tyle szumu i pieniędzy wydanych tylko po to, żeby w Hiszpanii nic się nie zmieniło. Według Brytyjczyka skrzydła nadal będą się uginać, a cała zmiana nie spowoduje rewolucji w stawce. Moim zdaniem temat się nie skończy, rywale McLarena będą próbować za wszelką cenę dopatrzeć tam przekrętu, z resztą nawet „początkujący” kibic F1 wie, jak upierdliwy potrafi być Christian Horner (szef Red Bull Racing). To on kilka tygodni temu dopatrywał się wody w oponach McLarena, która rzekomo miała pomóc w ich schładzaniu.
Przejdźmy do kwalifikacji. Zaczynimy od dołu, czym znowu powrócimy do (chyba) najbardziej oklepanego tematu w tym sezonie – drugiego fotela w Red Bullu. Yuki znowu się nie popisał i zaliczył fatalną czasówkę. Zespół szuka przyczyny i prawdopodobnie po raz pierwszy słyszymy, że nie obarczają winą swojego kierowcy, tak jak to było w przypadku Lawsona. Słuszne spostrzeżenie – przecież ich kierowca numer jeden jest w stanie walczyć w czasówkach w ścisłej czołówce. Fakt, można by przecież powiedzieć – Red Bull ma samochody o zupełnie dwóch różnych specyfikacjach! Zgoda, ale czy jest możliwe, że jeden jest na tyle dobry, że jego kierowcę podpina się do walki o Mistrzostwo Świata, a drugi jest na poziomie Saubera? Na pewno należy ustalić jedno. Max jest wybitny i robi zdecydowaną różnicę w ty m bolidzie. Przekonaliśmy się jednak, że od zeszłego sezonu nawet on nie wyniesie Byków na szczyt bez odpowiedniego sprzętu. Nie chce mi się wierzyć, że Yuki jest aż tak słaby lub zestresowany. Jest też ogromna szansa na to, że Red Bull po prostu pięknie chociaż nieporadnie próbuje wytłumaczyć się z tego, że swojego drugiego kierowcę i jego bolid traktują jak poligon doświadczalny. To by oznaczało dwie rzeczy. Po pierwsze porzucili już nadzieje na tytuł Mistrzowski wśród konstruktorów (nie jest to wcale zaskakujące), a po drugie Max ma dużo więcej do powiedzenia niż wszystkim się wydaje. To co również przykuło moją uwagę, to bardzo mała ilość komentarzy na temat sytuacji Tsunody. W przypadku Lawsona wszyscy wszystko wiedzieli, a szefostwo nie kryło swojego niezadowolenie z Nowozelandczyka. Prasa raz po raz pisała o kiepskich występach i o szykowanej zmianie kierowców.
Zostawiam już Red Bulla i teorie spiskowe związane z ich sposobem zarządzania. Wróćmy do szybkiego podsumowania kwalifikacji (tego co działo się z przodu stawki). Tam McLaren znowu zdominował całą resztę stawki, a w zasadzie sam Oscar Piastrii. Po raz pierwszy w tym sezonie różnica między P1 (Piastrim), a P2 (Norrisem) była większa niż dwie dziesiąte sekundy. Oscar po gorszym (P3) weekendzie w Monaco wysyła bardzo jasny sygnał, że to on tutaj jest kierowcą numer jeden. Podium domknął nam Max Verstappen, ale gdyby nie zasady w Formule 1 to 3 miejsce przypadłoby zarówno jemu jak i Russelowi. Obaj bowiem uzyskali dokładnie ten sam czas. Max uzyskał go pierwszy, więc to on miał prawo do startu z wyższej pozycji. W delikatnym nawiązaniu do P20 Yukiego Tsunody, żal by było nie wspomnieć o kolejnym awansie do Q3 Isacka Hadjara. Francuz po raz kolejny pokazał się ze swojej najlepszej strony. Bez wątpienia skrzydeł dodał mu finał Ligi Mistrzów, który oglądał razem z Pierrem Gaslym. Panowie nie kryli zadowolenia, a na tor przyjechali w koszulkach PSG świętując ten sukces. Swoją drogą mogą bardzo podziękować swojemu ulubionemu klubowi. Gdyby skończyło się dogrywką bądź karnymi, mogłoby to wpłynąć na ich czas reakcji na starcie.
Niedzielny wyścig był wielką niewiadomą. Red Bull patrzył z mocnym optymizmem na Maxa, a McLaren miał przecież dwóch kierowców w pierwszym rzędzie. Tutaj złośliwie można by powiedzieć, że Norris wystartował jak zawsze, słabo. Stracił pozycję na rzecz Holendra i trochę musiał się napracować, żeby ją odzyskać. W Red Bullu bardzo szybko zrozumieli, że jedyną nadzieją na dobry wynik będzie zaskoczenie przeciwnika strategią. Zamiast przewidywanych dwóch Pit Stopów, postawili na trzy. Na początku wydawao się, że przestrzelili. Dopiero w połowie wyścigu McLaren poczuł, że nie może jeszcze uznać swojego zwycięstwa za pewne. Max cisnął i miał bardzo mocne tempo, po kolei objeżdżając kolejnych kierowców. Kryzys przyszedł dopiero pod koniec drugiego stintu na pośrednich oponach, kiedy różnica między nim, a pomarańczowymi bolidami stanęła na 4 sekundach. Nadal jednak był optymizm. Ostatni stint dawał mu nadzieję na równą walkę. Tu do całej rozgrywki włączył się silnik w bolidzie Kimiego Antonellego, który odmówił posłuszeństwa.
Kimi stanął na trawie, a z bolidu unosiła się chmura dymu. Wyjechał samochód bezpieczeństwa, a zaraz potem kierowcy zjechali do alei serwisowej po nowe komplety opon. W tym momencie zaczyna się hiszpański upadek Red Bulla. Jedna, bardzo zła decyzja przekreśliła tak dobrze rozegrany strategicznie wyścig. Max zjechał na nowe hardy, opony, które sprawiały olbrzymie problemy podczas treningów. Ciężkie, żeby nie powiedzieć niemożliwe do rozgrzania i dające zerową przyczepność. Tak Verstappen z walki o zwycięstwo przeniósł się do walki o utrzymanie podium. Za nim rozpędzony Leclerc, o którym jeszcze wspomnę w dalszej części, poczuł krew i wiedział, że to idealna szansa na podium. Max przy restarcie i wyjściu z ostatniego zakrętu stracił panowanie nad bolidem. To jak udało mu się wyprowadzić samochód z powrotem na tor wie tylko on. Pozycję oczywiście stracił, a do jedynki postraszył go jeszcze Russel i Max musiał uciekać na drogę ucieczkową. Był wściekły, a całość spotęgował inżynier wyścigowy, który w związku z walką z Russelem wydał mu polecenie oddania Brytyjczykowi pozycji. Max albo chciał to zrobić sprytnie albo chciał pokazać jak bardzo jest niezadowolony. Zwolnił tuż przed zakrętem nr. 5 i kiedy tylko Russel się przed niego wychylił stwierdził, że to odpowiedni czas na nurkowanie (lub udowodnienie czegoś rywalowi). Dostał 10 sekund kary. Słusznie i miejmy nadzieję, że trochę go to utemperuje. Domyślam się jak frustrujące było zawalenie strategii przez jego zespół, ale to zachowanie było po prostu niedojrzałe. Nie przystoi to Mistrzowi Świata.
Niezależnie od tego czy był to celowy manewr czy sytuacja spowodowana nierozgrzanymi oponami, zgodzę się z Georgem. Brytyjczyk po wyścigu powiedział, ile tak naprawdę poświęcił Max przez tę złość. Nawet czwarte miejsce dawałoby mu i zespołowi dużą ilość punktów. Co do strategii , ja bym Maxa w ogóle nie ściągałbym na hardy podczas samochodu bezpieczeństwa. Miałby przewagę, restart ułożony pod siebie. Przecież wiadomo to nie od dziś, że czuje się w takich sytuacjach jak ryba w wodzie. Nawet jeśli nie utrzymałby za sobą McLarenów, to Ferrari przestałoby być dla niego zagrożeniem, podium byłoby w kieszeni. Na domiar złego okazało się, że sędziowie po obejrzeniu sytuacji z Russelem nie daliby za to kary holendrowi. Przepuszczanie Brytyjczyka było więc błędną decyzją, której nie rozumiał sam Mercedes. Równocześnie było też czymś co odpaliło Mad Maxa (ironiczne określenie wykorzystywane przez kibiców).
Wracamy do Ferrari, a przede wszystkim Leclerca. Był to dla nich udany wyścig. Wiadomo, szczęście im pomogło, jeśli chodzi o zdobycie podium, ale po raz kolejny błyszczą, jeśli chodzi o czas pit stopów, strategię i grę zespołową. Nie wiem czy z tego ostatniego zadowolony jest Lewis Hamilton. Kierowcą nr. 2 nigdy nie był i pewnie nie tak sobie wyobrażał swoje dni we Włoskim zespole. Widać było, że dysponuje dużo gorszym tempem i w zasadzie tylko monakijczykowi przeszkadza. „Wisienką na torcie” występu Hamiltona był
Nico Hulkenberg, wyprzedzający go na jednym z ostatnich okrążeń. Być może to jest ten moment, kiedy Lewis musi stanąć przed lustrem i przyznać, że to już czas…
Kończymy na Hulkenbergu, który to kończy wyścig na piątym miejscu. Bardzo dobre tempo i inteligencja wyścigowa. W zasadzie najwięcej zyskał na starcie, kiedy to musiał wyjechać na drogę ucieczkową. Paradoks całej sytuacji jest taki, że coś co miało go spowolnić wrzuciło go nagle na punktowaną pozycję (startował z P15). Sędziowie przyjrzeli się tej sytuacji i nie dopatrzyli się żadnych nieczystych zagrywek ze strony Niemca. Jak wiemy, oni w tym roku podejmują szereg nietypowych decyzji. Oczywiście nie umniejsza to wyczynowi Nico, który pojechał fantastyczny wyścig. Nie każdy kierowca byłby w stanie dojechać w Sauberze w top 5.
Teraz czeka nas dwutygodniowa przerwa przed GP. Kanady. Zespoły wracają do zakulisowej pracy. Aston Martin będzie szukał zastępstwa dla Strolla ze względu na problemy z nadgarstkami. Dwa lata temu złamał oba w wypadku na rowerze, ból wrócił i nie pozwolił na start w Hiszpanii. Max będzie mógł ochłonąć, szczególnie, że kolejny wybryk może skutkować zawieszeniem na jeden wyścig (ma już 11/12 pkt karnych). Każdy znajdzie zajęcie dla siebie – kierowcy głównie odpoczywają nie zapominając o treningu, a mechanicy i inżynierowie spędzą sporo czasu w fabrykach.
Kajetan Baranowski
Expert F1