Samochody Volkswagena można opisywać wg bardzo prostego schematu. Zachowawcza stylistyka, dobre silniki, doskonałe skrzynie biegów, bardzo pragmatyczne wnętrze, do tego niemal zawsze korzystne RV, plus trochę wrażeń z jazdy i mamy test. Z Arteonem jest inaczej.
Lubię kolorowe samochody. Wiem, wartość rezydualna lubi czernie, biele i odcienie szarości, ale ja lubię kolory. Gdybym decydował się na Arteona, pierwsza pozycja, którą bym kliknął w opcjach dodatkowych, to byłby lakier – kurkuma. Pod tym oznaczeniem kryje się piękny, pretensjonalny złoty kolor, który pasuje do Arteona tak samo dobrze, jak 20-calowe koła.
Zadziwić Szwajcara
Od razu chciałem uspokoić, że ten śródtytuł nie jest eufemistycznym określeniem jakiejś nieprzyzwoitej czynności. Trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce w Europie, gdzie można spotkać tyle luksusowych i wyjątkowych samochodów, co w Genewie. Rolls-Royce, Ferrari, Tesla czy prawdziwe klasyki spotyka się tutaj naprawdę na każdym rogu. Wystarczy wspomnieć, że przed hotelem, gdzie mieliśmy obiad, do stacji szybkiego ładowania (tak, była przed hotelem) podpięta była Tesla, podjechała druga Tesla, a chwilę później trzecia. W takim mieście trudno jest przykuć czyjąś uwagę samochodem. Chyba że jest to Volkswagen Arteon w kolorze kurkumy na polskich numerach rejestracyjnych. Trzeba powiedzieć, że udało nam się zadziwić Szwajcarów.
Podczas prezentacji mieliśmy do wyboru samochody w dwóch najwyższych wersjach silnikowych: 2.0 TDI o mocy 240 KM i 2.0 TSI generującym moc 280 KM. Zawsze kieruję się rozsądkiem i wybieram wersję bardziej flotową. W tym przypadku, skoro żadna do flotowych nie należała, wyszedłem z założenia, że manager, który zdecyduje się na złotego Volkswagena, weźmie także podwójnie doładowaną wersję benzynową z napędem na wszystkie koła. Nasz ‒ przez ten krótki czas był nasz – samochód wyposażony był we wszystko, w co mógł być wyposażony, i kosztował 250 tysięcy złotych. Tak, to ćwierć miliona, ale ćwierć miliona brutto i ćwierć miliona bez rabatu flotowego. Volkswagen ustami Tomasza Tondera, PR managera, oznajmił, że Arteon nie jest pozycjonowany jako model premium, ale na wszelki wypadek, gdyby klienci nie zgodzili się z linią producenta, porównywalne wersje BMW serii 4 i Audi A5 Sportback są droższe o 30 tysięcy.
700 km w dwa dni
Prezentacje modeli mają to do siebie, że koncerny coraz częściej ograniczają jazdę samochodami kosztem innych atrakcji. Całe szczęście to była ‒ mimo że zagraniczna – polska prezentacja i jazdy było w sam raz. W dwa dni przejechaliśmy niespełna osiemset kilometrów i to jakimi drogami. Trasa wiodła jednymi z najpiękniejszych przełęczy, jak ta Świętego Bernarda, czy pod najdłuższym tunelem w Europie pod Mont Blanc. Zanim jednak o wrażeniach z jazdy, trochę o stylistyce i pomyśle Volkswagena na ten samochód.
Na pewno nie jest to następca modelu CC, który i tak zawsze był i będzie uważany za odmianę Passata. Arteon to całkowicie nowy model, który jak żaden inny Volkswagen w historii jest naszpikowany nowoczesnymi systemami. Świadczy o tym chociażby zaproszenie na prezentację przedstawicieli portali piszących nie o motoryzacji, a o nowoczesnych technologiach. Ja wolałbym się skupić na tym, jak Arteon jeździ, ale nie sposób chociaż nie wspomnieć o tym, co może zrobić za nas. Samochód czyta znaki i dostosowuje prędkość do nich. Robi to na tyle sprawnie, że zwalnia do zadanej prędkości nie w momencie kiedy mija dany znak, ale już wcześniej, skoro ma zadaną trasę w nawigacji. Do tego asystent utrzymania pasa ruchu i aktywny tempomat i mamy samochód, który w dużej mierze wykona za nas większość czynności. Nam udało się w takim trybie przejechać dobre kilkadziesiąt kilometrów. Tylko cała frajda to nie dać się wozić temu autu, a samemu je prowadzić. Widzicie, znowu chcę opisać wrażenia z jazdy. Dobrze, nie będę ze sobą walczył. Arteon, mimo że waży ponad 1700 kg, wykazuje się dynamiką godną samochodów ze sportowym rodowodem. Podwójnie doładowany silnik o mocy 280 KM w połączeniu z napędem na wszystkie koła i siedmiobiegowym DSG pozwala jechać komfortowo, dynamicznie i po prostu sprawnie. Dzięki regulacji zawieszenia, w tym modelu nie odbywa się ono skokowo, a płynnie i możliwości wyboru profilu jazdy, samochód zmienia swoją charakterystykę. Robi to jednak bardzo przewidywalnie i bez względu na profil jazdy prowadzi się przewidywalnie. Całkowicie bezbłędny jest układ kierowniczy, który ma zupełnie zmienioną charakterystykę. Wystarczy powiedzieć, że na górskich serpentynach i ciasnych nawrotach nie było potrzeby oderwania rąk od kierownicy.
Przydatne na pewno są manetki przy kierownicy, ponieważ pozwalają hamować silnikiem podczas zjazdów. Kiedy jedziemy z poszanowaniem zasad zdrowego rozsądku i podstaw jazdy ekologicznej, możemy uzyskać spalanie na poziomie ośmiu litrów na sto kilometrów. Nie można mieć też zastrzeżeń do pozycji za kierownicą. Kolumnę można podnieść wysoko i przybliżyć do siebie w szerokim zakresie, a fotel opuścić bardzo nisko. Teraz do tej pysznej potrawki z kurkumą muszę dodać odrobinę goryczy. O ile można się przyzwyczaić do wirtualnego kokpitu, chociaż wolałbym tradycyjny zestaw zegarów, o ile wszelkie systemy wspomagające można wyłączyć, o tyle trudno jest się przyzwyczaić do nowego interfejsu discovery media. Dotychczas w Volkswagenach był ekran nawigacji, a po jego bokach znajdowały się przyciski wyboru podstawowych opcji, jak nawigacja, telefon, media itp. Teraz, nie tylko w Arteonie, jest większy ekran całkowicie dotykowy. Aby wejść do menu, trzeba nacisnąć przycisk home. Także aby dać głośniej, nie mamy wygodnego pokrętła, tylko dotykowe strzałki. Lepsze jest wrogiem dobrego, chociaż zapewne z czasem przestanie to przeszkadzać.
Nowy Volkswagen jest wręcz przepastny. Czuje się to, kiedy się go prowadzi, szczególnie na oponach naciągniętych na dwudziestocalowe felgi, ale można to także odczuć, kiedy zasiądziemy na tylnej kanapie. Miejsca jest tyle co w podawanym za wzór Superbie, a opadająca linia dachu poprowadzona jest tak, że nie przeszkadza. To wszystko, co ważne, udało się uzyskać nie kosztem bagażnika. 563 litry pojemności dające się powiększyć do 1557 to wynik bardzo dobry.
Grubo albo wcale
Dla większości koncernów zmiana linii wyposażenia nie byłaby niczym nadzwyczajnym, jednak dla tradycyjnego Volkswagena to prawdziwy przełom. Arteon oferowany jest w trzech zupełnie nowych liniach: Essence, R-line i Ellegance. Jak to u tego niemieckiego producenta bywa, od razu możemy zdecydować się na jeden z dodatkowych pakietów: Pakiet Innowacyjny i Pakiet Premium.
Mądrze poprowadzona jest też polityka, jeżeli chodzi o silniki. Wszystkie to jednostki dwulitrowe. Jest co prawda silnik 1.5 TSI o mocy 150 KM, ale chyba tylko po to, aby móc w przekazach reklamowych komunikować, że nowy Arteon już od 127 tysięcy. O tej samej mocy jest jeszcze silnik Diesla, ale jeżeli ktoś chce mieć ten samochód, powinien zacząć rozważania od 190-konnego silnika benzynowego, przez generujący tę samą moc silnik wysokoprężny, aż po 240-konną jednostkę Diesla. Skończyć powinien na 280-konnej jednostce, którą miałem przyjemność testować, bo prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy.
Teraz o wyglądzie? Wcale nie. Teraz postawię pytanie: czy klienci szukający Passata kupią Arteona? Tak, ale w znikomym stopniu. Arteona powinni kupić klienci, którzy do tej pory nie szukali samochodu w gamie Volkswagena. Muszą tylko być odporni na jeden podstawowy kontrargument. Tyle pieniędzy za Volkswagena, to nie lepiej kupić… (tutaj wstaw dowolną markę premium). Nie, nie lepiej. Arteon; tak, wreszcie będzie o wyglądzie, wygląda bardzo dobrze. Jest narysowany, a nie przerysowany. Jeździ tak, jak wygląda. Zachowano w nim wszystko, co najlepsze w marce Volkswagen, a jednocześnie dodano elementy, których nie było.
Pytanie, czy komuś starczy odwagi, aby zamówić ten samochód w kolorze kurkuma, czy czeka go taki los jak kolor habanero orange w modelu Alltrack, który wycofano.
Kto testował: Tomasz Siwiński
Co: Volkswagen Arteon
Gdzie: Genewa
Kiedy: 24.06.2017
Ile: 750 km
Ponadprzeciętna stylistyka i olbrzymia przestrzeń wewnątrz samochodu.
Mniej intuicyjny panel centralny niż w poprzednich modelach Volkswagena.