Od piątku do połowy niedzielnego wyścigu działo się wszystko. Zmiany pogody, niespodziewane rozstrzygnięcia w kwalifikacjach i na deser zapowiadał się wyścig pełen wrażeń. Był pełen wrażeń, ale tylko w połowie. Na sam koniec nawet realizator za bardzo nie wiedział co by kibicom pokazać, żeby utrzymać ich przed telewizorem.
Zaczniemy jednak od początku, od kwalifikacji do sprintu. W gronie faworytów McLaren, nieprzewidywalne Ferrari i magiczny Max Vesrtappen. Jak to w życiu bywa, gdzie dwóch (w tym przypadku pięciu) się bije tam trzeci korzysta. Kimi Antonelli zostaje najmłodszym zdobywcą Pole Position. Przebija tym samym wyczyn Vettela z 2008 roku aż o ponad 2 lata. Występ bezbłędny i bardzo dojrzały. Tydzień temu pisałem, że brakuje mi w nim właśnie takiego pazura i uzewnętrznienia emocji. Mimo tego, że punktów dużo nie zdobył uważam, że będzie to moment przełomowy w jego karierze. Pozwoli wydobyć potencjał, który w nim drzemie. Kto wie, może przeczytał mój zeszłotygodniowy artykuł … .
Jak już jesteśmy przy sprincie i Antonellim to warto zwrócić uwagę na stracie z Oscarem Piastrim. Sytuacja o tyle kontrowersyjna, że może stać się precedensem, jeśli chodzi o dalsze rozpatrywanie podobnych sytuacji. Piastri postanowił po raz kolejny agresywnie rozprawić się z rywalem w dojeździe do zakrętu numer jeden. Moim zdaniem, Australijczyk jeździ mocno na krawędzi. To może się podobać, bo Oscar przestał być wyłącznie potulnym barankiem. Niemniej jednak tu nie o tym, a o konsekwencji w decyzjach sędziów, której niestety nie widać. Antonellemu nie zostało zostawione wystarczająco dużo miejsca, a na powtórkach było widać, że Piastri mógł się bardziej „przytulić” do krawężnika. Kary jednak dla Australijczyka nie było. Od tego momentu było za to dużo więcej twardej walki koło w koło zarówno na torze jak i poza nim.
To nie był koniec ciężkich przeżyć juniora Mercedesa podczas sprintu. Błąd mechaników Red Bulla spowodował kolizję Verstappena z Kimimi w alei serwisowej. Max został wypuszczony za wcześnie i zahaczył o kierowcę Mercedesa. Obu kosztowało to punkty, a Holender pozbawił się szans na podium.
To nie koniec kraks podczas sprintu. Znowu zaiskrzyło na linii Alonso Lawson. Stawka była wysoka – 1 punkt za 8 miejsce, a żaden z tych panów nie otworzył jeszcze swojego konta w klasyfikacji generalnej. Liama trochę poniosło. Nie wyliczył dobrze manewru i Alonso z drobną pomocą wylądował w barierkach. Było za to dwóch kierowców, którzy pewnie Lawsonowi mogliby podziękować. Jednym z nich jest Lando Norris, który drugi rok z rzędu odnosi sukces w Miami dzięki Samochodowi Bezpieczeństwa. Bez tej kraksy Lando skończyłby na drugim miejscu. O Lando jeszcze będzie w dalszej części tekstu, a segment o sprincie zakończymy Lewisem Hamiltonem. W odróżnieniu od kolegi zespołowego, który nie dojechał do końca okrążenia formacyjnego Lewis i jego inżynier wyścigowy wraz ze strategami spisali się wyśmienicie. Dzięki dobremu wyczuciu czasu i warunków na torze ściągnęli Lewisa na zmianę opon w idealnym momencie co pozwoliło mu ukończyć sprint na podium. Tu tak samo oprócz strategów pomógł Lawson z Alonso i samochodem bezpieczeństwa. Trzeba przyznać Ferrari, że wykorzystują każdą szansę, którą daje im los. Szkoda, że akurat, kiedy zaczęła działać strategia i pit stopy to samochód pozostawia wiele do życzenia.
Po sprincie tor przesechł i kwalifikacje rozgrywane były w pięknym słońcu. Tutaj podobnie tak jak w Chinach Ferrari mocno obniżyło loty. Hamilton nawet nie wyszedł z Q2, a włoski zespół, który miał bić się o najwyższe cele, bił się z Williamsem. Carlos Sainz może powoli się zastanawiać czy odejście z Ferrari to jednak nie awans.
Zostawiamy Ferrari, bo po raz kolejny głównym bohaterem kwalifikacji został Max Verstappen. Holender ponownie z niczego wyczarował Pole Position. Na pewno delikatnie pomogła mu nowa podłoga, którą przywiózł Red Bull na ten wyścig. Nie zmienia to jednak faktu, że to Max robi różnicę, a nie bolid i nie poprawki. Nie spowolniła go nawet świadomość, że w domu czeka na niego nowy członek rodziny, córeczka Lilly, która urodziła się tuż przed weekendem wyścigowym. Były to kolejne kwalifikacje w tym sezonie, w których marginesy między kierowcami były liczone w tysięcznych częściach sekundy. Stawka jest jednak tylko równa w kwalifikacjach im dłuższy dystans wyścigowy tym bardziej widać dominację bolidu McLarena, ale nawet najlepszy bolid nie załatwi za kierowcę całej robty. To było widać w konfrontacjach Verstappena z Piastrim i Norrisem już podczas głównego wyścigu. Mimo dużo słabszego bolidu i problemów z przyczepnością był w stanie najpierw trzymać za sobą Oscara a potem Lando. Jakby porównać te dwie walki to po pierwsze, był to kawał dobrego ostrego ścigania. Kolejną rzeczą jest inteligencja wyścigowa, potrzebna zarówno do wypracowania sobie dogodnej sytuacji na atak jak i defensywę. Warto zwrócić uwagę na to, że to właśnie Piastri mimo problemów był w stanie dużo szybciej poradzić sobie z Holendrem i zmusić go do zblokowania kół podczas hamowania do zakrętu numer jeden. Lando radzi sobie z tym dużo gorzej i widać było, że kosztuje go to bardzo dużo emocji. Przez zbyt długo trwającą batalie z Verstappenem stracił tak naprawdę możliwość walki o zwycięstwo. Cała energia poszła w wyprzedzenie Maxa, a w tym czasie Oscar spokojnie budował swoją przewagę. Ponadto jak już wspomniałem do gry weszły emocje. Lando po którejś z kolei nieudanej próbie po prostu pokazał Maxowi ze swojego bolidu „palec”. Zachowanie dziwne, szczególnie jak na dorosłego mężczyznę i kogoś uważanego za kandydata do tytułu. To jeszcze nie koniec. Mam wrażenie, że Norris oprócz braku treningu medialnego ma poczucie, że w każdym wywiadzie musi powiedzieć jakąś kontrowersyjną opinię. „Max stracił szansę na podium przez zbyt długą walkę ze mną” – A co miał zrobić? Powinien odpuścić, żeby nie robić pod górkę swojemu rywalowi? Tutaj dla mnie sprawa jest jasna. Komentarz do wypowiedzi jest zbędny, a najlepsza odpowiedzią była czysta i efektywna jazda Verstappena, która doprowadziła Norrisa do szału. Jeśli chodzi o kwestie podium, to tutaj większą rolę odegrała neutralizacja wirtualnym samochodem bezpieczeństwa i podobne tempo Red Bulla i Mercedesa. Max miał pecha, George szczęście. W pierwszej części wyścigu byli w odwrotnej sytuacji i kierowca mercedesa też nie był się w stanie zbliżyć do Holendra.
Ostatnia rzecz o Norrisie. Zastanawia mnie to, kiedy zda sobie sprawę, że kibiców męczy to jakie cechy zaczęły się u niego uwidaczniać w momencie, kiedy przyszło mu walczyć o duże cele. Gdzie się podział ten zabawny chłopak, który urzekał wszystkich swoim luźnym podejściem do sportu i łączył to z dobrymi wynikami?
Skończyła się walka Vesrtappen vs dwa McLareny to i skończyło się wesele i zabawa. Od mniej więcej połowy wyścigu mogliśmy tylko patrzeć jak różnica między resztą stawki a McLarenem rośnie aż w końcu przebiła pół minuty. Sytuację delikatnie poprawiły zgrzyty w Ferrari, kto ma przepuścić kogo i dlaczego to właśnie on powinien być z przodu. Najpierw Lewis. Po długich dyskusjach Ferrari się zgadza. Nie przynosi to jedna zamierzonego efektu. Opony pośrednie Hamiltona straciły swoją prędkość i nie był w stanie dogonić Antonellego. Na co oczywiście odpowiedział Charles Leclerc, który jak można by się spodziewać niechętnie oddał swoje miejsce Hamiltonowi. Monakijczyk szybko zaczął narzekać, że kolega z zespołu jedzie za wolno i on przez to przegrzewa swoje twarde opony. Zaczęła się dyskusja w drugą stronę i trwała przez kolejne kilka kółek. W końcu Ferrari ponownie zamieniło się pozycjami i to Charles ukończył wyścig jako pierwszy z czerwonych bolidów.
To nie był pierwszy raz w tym sezonie, kiedy Ferrari zastosowało team order. Pierwszy raz za to można było usłyszeć irytacje Lewisa na zaistniałą sytuację. Najpierw był niezadowolony z tego, ile trwało to, żeby znalazł się przed Leclerckiem, a później, że tę pozycję musi ponownie oddać. Przy drugiej zamianie zapytał złośliwie czy powinien także przepuścić Sainza, który cały czas dzielnie trzymał się za pogrążonymi w dyskusji radiowej bolidami Ferrari.
Widać, że Hamilton ma problemy z adaptacją do nowego zespołu i nie rekompensuje mu tego nawet sprinterskie zwycięstwo w Chinach czy podium w Miami. Myślę, że nie takiego rozwoju sytuacji się spodziewał i kiedy patrzy na wyniki zespołu Mercedesa to zastanawia się po co mu to właściwie było. Można też spojrzeć na to z drugiej strony – przyznać, że jest kierowcą wybitnym, ale może by wypadało już zejść ze sceny. Ambicje ambicjami, ciężko jednak trzymać tak wysoki poziom przez dziewiętnaście lat ścigania się w Formule 1.
Kłótnia Ferrari niewątpliwie delikatnie rozbudziła kibiców przed telewizorami, jednak były i takie momenty, kiedy to sam realizator nie wiedział na czym na dłużej zawiesić oko. W pewnym momencie mogliśmy oglądać Nico Hulkenberga, który zamykał stawkę i po prostu był skupiony na tym, żeby dojechać swój wyścig do końca. Być może Sauber dostał za mało czasu antenowego i trzeba było to nadrobić.
Top 5 wyścigu głównego to 1. Piastri 2. Norris. 3.Russel 4. Verstappen 5. Albon.
Podsumowując całość, był to dobry i emocjonujący weekend wyścigowy. Jeśliby się rozdrabniać na poszczególne sesje to wyścig główny usatysfakcjonował nas tylko w połowie. Wyniki utwierdzają nas, że to McLaren jest bezkompromisowym faworytem do tytułu, ale wśród kierowców nie błyszczy ten, na którego stawiali od samego początku. Cały czas trzeba mieć na uwadze Verstapenna ale i jego cudotwórstwo ma gdzieś granice.
Przed nami ponownie dwutygodniowa przerwa. Do ścigania wracamy na Imoli 18 Maja.
Kajetan Baranowski
Expert F1