To był trzeci weekend z rzędu z Formułą 1, tym razem na jej najszybszym torze w całym kalendarzu. Marginalne różnice, kary, olbrzymie prędkości i zmiana lidera, czyli to wszystko co dostali kibice podczas weekendu wyścigowego w Arabii Saudyjskiej.
Zacznijmy od kwalifikacji, bo to właśnie pozycja startowa jest najważniejszym aspektem wyścigów F1 w obecnym sezonie. Tym razem również nie obyło się bez zaskoczeń. Red Bull ponownie podniósł się z kolan i gdy już nic nie wskazywało na to, że coś może przeszkodzić McLarenom wtedy cuda za kierownicą odprawił Max Verstappen. Holender zdobył swoje drugie pole postion w sezonie, drugie (podobnie jak w Japonii) które wygrał z przewagą zaledwie jednej setnej sekundy. Na poziom Holendra nie znaleźli odpowiedzi ani w Mercedesie ani w McLarenie, choć jak wspomniałem wcześniej było bardzo blisko. McLaren ponadto miał utrudnioną sytuację, bo przez większość czasu w Q3 reprezentował ich tylko jeden kierowca.
Nie chciałbym się za bardzo tutaj pastwić nad Lando Norrisem, ale Brytyjczyk będzie musiał mocno popracować nad przygotowaniem mentalnym podczas nadchodzącej dwutygodniowej przerwy. Lando bowiem rozbił swój bolid na pierwszym okrążeniu pomiarowym w ostatniej sesji kwalifikacyjnej. Czy można było tego uniknąć? Wiadomo, że zawsze jest prościej wypowiadać się z poziomu kanapy, ale Norris miał tam miejsce na odpuszczenie gazu, zjechanie na pobocze toru, wyhamowanie i opanowanie bolidu. A tak zapewnił swoim mechanikom ciężką i nieprzespaną noc. W tym miejscu warto też dodać, że są to kolejne kwalifikacje, w których Lando nie błyszczy czym bardzo komplikuje sobie sprawy w wyścigu. Mimo, że tor w Dżuddzie daje możliwości do wyprzedzania to jednak start z dziesiątej pozycji nie daje kierowcy pola do manewru, oraz ze względu na tłok podnosi się ryzyko kolizji. Widać, że Brytyjczyk nie radzi sobie z presją i popełnia dużo błędów w momentach, kiedy najbardziej wymaga się od niego perfekcyjnych występów.
Sam wyścig również zaczął się od wysokiego C. Najpierw idealny start Oscara Piastriego z drugiego miejsca i na krótkim dojeździe „prawie” zdołał wyprzedzić Verstappena. „Prawie” bo Max odzyskał pierwszą pozycję, ale zrobił to już poza torem. Sędziowie w tym wypadku byli bezlitośni i wlepili Holendrowi karę 5 sekund, którą musiał odbyć podczas zmiany opon w alei serwisowej. Całe zdarzenie mocno zaważyło na końcowym wyniku wyścigu, a jak to zwykle w takich sytuacjach bywa kibice F1 podzielili się na dwa obozy – tych, którzy uważają, że się należało i tych myślących na odwrót. Moim zdaniem kara była jak najbardziej słuszna, Max miał gorszy start i brak miejsca na walkę z Oscarem Piastrim o utrzymanie pierwszego miejsca. Mógł po prostu oddać mu pozycję zaraz po całym zdarzeniu i czekać na swoją szansę. Red Bull dysponował porządnym tempem wyścigowym, które pozwoliłoby Verstappenowi na utrzymanie się za Piastrim i próbę podcięcia go podczas Pit stopu. Max po całym wyścigu był ewidentnie niezadowolony, a szef zespołu Christian Horner chodził po alei serwisowej z wydrukowanym „dowodem” na to, że jego kierowca został ukarany niesłusznie. Oczywiście zapowiedzieli odwołanie się od decyzji sędziowskiej. Bardziej doświadczeni Fani F1 wiedzą, że decyzje sędziowskie nie są często zmieniane i nie ma co liczyć, że wpłynie to na końcową klasyfikację wyścigu.
Aż yyle emocji zafundował nam w zasadzie tylko pierwszy zakręt. Dalej w wyścigu z przodu nie działo się tak dużo, za to środek stawki iskrzył. Zaczęło się od kolizji Tsunody z kierowcą Alpine, która spowodowała wyjazd samochodu bezpieczeństwa na tor. Zarówno Yuki jaki Gasly skończyli swój wyścig na pierwszym okrążeniu. To pomogło Norrisowi, który miał dwa samochody do wyprzedzenia mniej.
Świetnie zaprezentowała się także ekipa Williamsa. P6 Carlosa Sainza w kwalifikacjach, a potem idealna współpraca między wspomnianym Sainzem a Albonem, aby dowieźć do końca dwie punktowane pozycje. Zdobyte punkty pozwoliły Williamsowi odzyskać piąte miejsce w generalce. Solidny wyścig zaliczył także Isack Hadjar, który od niefortunnego GP Australii cały czas pnie się w górę. Zdobycz punktowa skromna, ale dla zespołu takiego jak Racing Bulls nawet jeden punkt jest na wagę złota, a dla juniora, który dopiero zaczyna swoją przygodę z F1 jest to ogromna satysfakcja.
Na pochwałę zasługuje także Charles Lecrlec, który zdobywa pierwsze dla Ferrari podium w wyścigu na pełnym dystansie. Wszystko to dzięki bardzo dobremu tempu oraz zarządzaniu oponami. Z tym ostatnim duży problem miał Mercedes co i tak nie przeszkodziło Russelowi w utrzymaniu swoje passy finiszowania w top 5.
Na sam koniec przechodzimy do klasyfikacji generalnej Mistrzostw Świata. Tam minimalne różnice, które są gwarantem emocji w kolejnych wyścigach, ale przede wszystkim to zmiana na pozycji lidera jest najważniejszym wydarzeniem weekendu. Od wieczora niedzieli wielkanocnej na górze tabeli widnieje nazwisko Piastri, który ma odpowiednio 10 punktów przewagi nad Norrisem i 12 nad Verstappenem.
Czy Lando się pozbiera i czy McLaren wreszcie spojrzy na Oscara nie tylko jak na kierowcę numer dwa? Czy forma Red Bulla wreszcie się ustabilizuje i Max Verstappen na stałe włączy się do walki o swój piąty mistrzowski tytuł? Czy podium Leclerca oznacza, że Ferrari włączy się do walki o najwyższe cele? – Na te oraz inne pytania odpowiedzi poznamy za dwa tygodnie w Miami.
Kajetan Baranowski
Expert F1