Wrzesień obfitował w szereg wydarzeń konferencyjnych i plenerowych. Jednym z takich wydarzeń był Fleet Electric Day 2022 w Słomczynie, który był doskonałą okazją do obejrzenia i spróbowania ponad 100 samochodów elektrycznych, ale także do spotkania z wieloma osobami zaangażowanymi w rozwój elektromobilności. Było to szczególnie ciekawe wydarzenie dlatego, że była to okazja do dyskusji z praktykami, czyli osobami kupującymi i zarządzającymi flotami, ale także świadczącymi różnego rodzaju usługi dla takich flot.
Rozmowy te pokazały, że bardzo często lansowana elektromobilność jako nowa mobilność może mieć także nieoczekiwane mniej pozytywne skutki, niż myśleli ci, co ukuli to stwierdzenie nowej mobilności.
Tymczasem w gruncie rzeczy elektryczne i wodorowe samochody, tak jak ich spalinowi bracia, mają także 4 koła, kierownicę, siedzenia i bagażnik. Mają służyć do zapewnienia tych samych potrzeb transportowych co samochody spalinowe. Na dodatek muszą spełniać w praktyce te same wymagania dotyczące bezpieczeństwa i techniki zawarte w homologacji co samochody spalinowe.
Pokazywanie samochodów elektrycznych i wodorowych jako inny rodzaj mobilności, nowy rodzaj mobilności, powoduje, że pojawiają się u mnie osoby z pytaniami, które nigdy by nie powstały. Jedno z takich pytań dotyczy holowania takiego samochodu. Internet jest pełen odpowiedzi, które mówią że nie wolno tego robić. Ale gdy spojrzymy do przepisów ustawy Prawo o ruchu drogowym czy do przepisów ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych, nie znajdziemy tam żadnych przepisów dotyczących holowania samochodów elektrycznych, a tym bardziej zakazów. Do samochodów elektrycznych mają zastosowanie te same przepisy co do samochodów spalinowych, które uzależniają możliwość holowania od sprawności układu kierowniczego i hamulcowego. Ewentualne ograniczenia mogą wynikać z konstrukcji danego pojazdu i w takim przypadku trzeba sprawdzić w instrukcji obsługi, czy możliwe jest i na jakich warunkach holowanie danego pojazdu.
Kolejne pytania dotyczą możliwości np. wymiany kół/opon na zimowe w samochodzie elektrycznym bez posiadania odpowiednich uprawnień dotyczących obsługiwania urządzeń wysokonapięciowych – SEP. I tutaj znowu musimy zachować zdrowy rozsądek. Samochód elektryczny ma rzeczywiście wysokonapięciowy układ elektryczny, ale układ, który ogranicza się w praktyce do silnika elektrycznego i baterii. Pozostałe urządzenia elektryczne (światła, ogrzewanie siedzeń, klimatyzacja itd.) w takim samochodzie nie są zasilane prądem o napięciu kilkuset woltów tylko 12/24 woltów w zależności od modelu. Zatem tylko do obsługi elementów pojazdu elektrycznego zasilanych kilkuset woltami, czyli w praktyce silnika elektrycznego, baterii wskazane jest posiadanie odpowiednich uprawnień SEP, natomiast pozostała obsługa może być dokonywana bez takich uprawnień, tak jak było to do tej pory. To pytanie pojawiło się teraz, a przecież od kilkunastu lat mamy na rynku samochody hybrydowe, które mają wysokonapięciowy silnik elektryczny i baterię.
Tematem, który też wciąż pojawia się i powraca, jest większa podatność na palność samochodów elektrycznych. Ale tutaj znowu samochód elektryczny musi spełniać dokładnie te same wymagania w tym zakresie co samochód spalinowy. Co znaczy, że jest co najmniej tak samo bezpieczny pod tym względem jak samochód spalinowy, tylko nagłaśnianie każdego takiego wypadku powoduje wrażenie, że jest inaczej.
Patrząc na to, można dojść do wniosku, że samochód elektryczny i wodorowy nie jest jakąś nową mobilnością tylko ewolucją mobilności spowodowaną wymaganiami środowiskowymi i rozwojem techniki. Jest wynikiem dostosowania się do tych wymagań. Co więcej jest tak samo bezpieczny i przyjazny w codziennej eksploatacji jak samochody spalinowe, a gdy powstanie odpowiednia infrastruktura ucichną pewnie wszystkie głosy dotyczące jego parametrów eksploatacyjnych. Michał Wekiera,
dyrektor wykonawczy Prawo, Przemysł, Technika PZPM