Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Trends

„Kierowniczka tira” i „wózkowa”. Damska strona logistyki

Nie tylko coraz częściej zgłaszają się do pracy w magazynie czy spedycji. W wielu lokalizacjach przewyższają procent ogólnego zatrudnienia pod kątem płci. Kobiety pokazują, że efektywnie są wszędzie, także w świecie, który do tej pory uznawany był za męski!

Kierownica? Kierowniczka? Rzadziej tirówka, bo kojarzy się negatywnie. – Różnie mnie nazywano, najbardziej podoba mi się „kierowniczka”, trudno jest jednak znaleźć idealne określenie tego fachu w damskim wydaniu – przyznaje 28-letnia letnia Samanta Grębosz, specjalistka ds. rozwoju biznesu w głównej siedzibie Seifert Polska w Mysłowicach, a jeszcze kilka lat temu – no właśnie – kierowniczka tira.

 

Najlepsza darmowa reklama

- Miałam 20 lat, byłam na studiach z międzynarodowych stosunków gospodarczych, pracowałam w biurze rachunkowym. W wakacje pojechałam w trasę z moim ówczesnym chłopakiem i na parkingu…dał mi się przejechać. Tak mi się spodobało, że po powrocie stwierdziłam, że też robię prawko na tiry – wspomina.

Na kursie prawa jazdy kat. C miała dwóch współkursantów: trzydziestoparolatka i pana po 50-tce. Ale instruktorzy najbardziej lubili jeździć z Samantą. - Mówili, że jestem ich najlepszą darmową reklamą -wspomina z uśmiechem mysłowiczanka.  

 

Różowe dywaniki

Zdała za pierwszym razem. I teorię, i praktykę. Początkowe trasy, zgodnie z praktykami w firmach transportowych, musiała robić ze zmiennikiem. – Zatrudniłam się w firmie chłopaka, więc jeździliśmy razem. Nie wyobrażam sobie, żebym musiała spać w jednej z kabinie z obcym facetem – przyznaje Samanta.

W końcu zaczęła jednak kursować sama. – Robiłam międzynarodówkę, wiedziałam, że kabina na kilka tygodni będzie moim domem, pierwsze za co się zatem zabrałam to urządzanie wnętrza – mówi z uśmiechem.

Z domu do kabiny zabrała swoją ulubioną pościel, miękki koc, odświeżacz powietrza, wygodne kapcie. W miejsce fabrycznych gumowych podkładek na buty pojawiły się różowe dywaniki. - Świetnie się urządziłam – wspomina dziś Samanta. - Musiałam co prawda zrezygnować z ulubionych szpilek, ale codzienny makijaż był. Delikatny, bo delikatny, ale był! – wspomina.

 

 

Psy wygrały wyścig z tirem

Prowadzić auto to jedno, ale funkcjonowanie w społeczności tirowców to drugie. Samanta przyznaje, że miała dużo szczęścia, bo nigdy nie usłyszała pod swoim kątem niewybrednego komentarza.

Zawsze z tyłu głowy miała jednak, że funkcjonuje w świecie, gdzie jest w znacznej mniejszości. – Pamiętałam, by zachować niezbędne środki ostrożności – mówi.

Przykład? - Czasem do auta, po wieczornej toalecie na stacji benzynowej, szłam okrężną drogą. Środowisko tirowców jest solidarne, ale jak w każdym -  zawsze może trafić się wyjątek, starałam się w miarę możliwości nie pokazywać, do której ciężarówki idę – wyjaśnia. Dodaje, że z toaletą na dużych parkingach, gdzie tirowcy robią dłuższe postoje, nie było problemu.

Ale w kość dawała zima. Latem włosy i bielizna schną w kabinie albo na powietrzu, w trasę nie trzeba zabierać ze sobą dużo ciuchów, a na pauzach można iść na spacer. W chłodne dni jest już gorzej.

Dała radę prawie trzy lata. Nigdy nie ukrywała jednak, że „kierowniczką tira” nie chce być przez całe życie. – Na międzynarodówce czas ucieka, liczy się nie dni, a tygodnie. Trudno dbać jednocześnie o swój dom stacjonarny i ten na dwóch kółkach. Trudno o rodzinę, o prawdziwy związek – przyznaje.

Ostatecznie ciągnik siodłowy zamieniła na biurko, bo… chciała mieć psy. – Bardzo i to dwa. Dziś bez moich owczarków szetlandzkich: Cymy i Emki nie wyobrażam sobie życia – mówi 28-latka.

Ale w branży transportowej została. Najpierw jako spedytorka w polskim oddziale Seifert Polska. Potem jako dyspozytorka, a kilka tygodni temu awansowała na stanowisko specjalistki ds. rozwoju biznesu spółki.

 

Wcześniej takiego wózka nie widziała na oczy

Magazyn Spółki Seifert. Spomiędzy wysokich regałów wyjeżdża wózek widłowy. Za kierownicą długowłosa dziewczyna. W makijażu, ze starannie spiętymi z tyłu głowy długimi kosmykami. Reszta włosów zwisa jej na plecy.

Szybko i pewnie podjeżdża pod szarą naczepę. Po niecałym kwadransie jest już po robocie. Pani „wózkowa” sprawia wrażenie jakby urodziła się za sterami. – Wózek widłowy na własne oczy zobaczyłam dopiero w Polsce. Na Ukrainie nie było czegoś takiego – przyznaje 38-letnia Lidia.

W swoim kraju pracowała w sklepie z tkaninami. Uczyła się krawiectwa. W 2019 roku zostawiła wszystko i przyjechała do Polski. Zrobiła uprawnienia i zaczęła pracę. - Najpierw na małym 1,5-tonowym wózku. Ale szybko przesiadłam się na dużą, 5-tonową maszynę i szczerze powiedziawszy – uwielbiam to! Wózek jest jak moja prawa ręka. Nie wyobrażam sobie w tym momencie innej pracy – przyznaje Lidia.

A gdy kierowcy, pod których naczepę podjeżdża, patrzą z niedowierzaniem, cieszy się. – Nikt nie powiedział, że praca na wózku jest tylko dla mężczyzn. Ja czuje dumę, bo widzę mieszkankę najpierw zdziwienia, a potem uznania w ich oczach – śmieje się „wózkowa”.

 

Przechwalanki w piaskownicy i różowa szminka

Trzy lata temu uprawnienia na wózek widłowy zrobiła też Angelika. – Mój tato był operatorem wózka, może mam to w genach – śmieje się 27-letnia blondynka w kucyku i z różową szminką na ustach (tak, w magazynie też chcę czuć się ładnie – mówi mi każda ze spotkanych w Seifert „wózkowych”). I zaraz dodaje, że jej 2,5-letni synek uwielbia w piaskownicy chwalić się tym, że jego mama prowadzi taki „pojazd”.

Inaczej jest ze znajomymi. – Większość nowopoznanych kiwa głową – mówi Angelika. - Co ty – taka drobna, niewysoka, a rozładowujesz naczepy ciężarówek – pytają. Zawsze im odpowiadam, że to dla mnie bułka z masłem. Wystarczy się skupić i dobrze zrobić swoją robotę – deklaruje.

Nie lubi się tłumaczyć z faktu pracy w męskim zawodzie. – Granice płci i przypisanych im zawodów stają się coraz bardziej płynne. Na całe szczęście, bo nie raz kobiety dowiodły, że w teoretycznie męskim świecie, czują się nie tylko jak ryba w wodzie, ale są lepsze – mówi „wózkowa”.

Jej słowa potwierdzają statystyki. Seifert Polska – czołowa polska firma z branży TSL, wykonująca usługi logistyczne na ponad 100 tysiącach mkw. powierzchni magazynowej zatrudnia niemal 700 pracowników. Z czego ponad 50 proc. stanowią kobiety.

Kobiety pokazują, że są ostrożniejsze, bardziej precyzyjne, a co za tym idzie – niezwykle wartościowe jako pracownicy. Nie wahamy się, by przyjmować je na stanowiska, które jeszcze kilka lat temu były obsadzone męską ekipą – przyznaje Aleksander Rumelt z Działu HR Seifert Polska.

Dodaje, że spółka Seifert już osiem lat temu zainaugurowała projekt „Ladies w Logistyce”. Motywacją do niego była Natalia Różalska, pierwsza kobieta w 75-letniej historii grupy Seifert Logistics,

zarządzająca specjalistycznymi magazynami AUTOMOTIVE.

– Jesteśmy rodzinną firmą. A jak wiadomo, w każdej rodzinie najważniejsze role pełnią kobiety – mówi Jan Brachmann, prezes Seifert Polska. Dodaje: – Branża transportowo-logistyczna szybko doceniła kobiece umiejętności i predyspozycje. Zwłaszcza dziś, gdzie siłą w tym fachu nie jest już tylko siła fizyczna, ale przede wszystkim siła determinacji -.

Przeczytaj również
Popularne