Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Trends

Kto z nas nie chciałby jeździć flotowym Mustangiem

Czy ktoś nie chciałby jeżdzić służbowym Mustangiem? Kiedyś takie pytanie byłoby zaliczone do grona retorycznych. Dzisiaj sytuacja już taka prosta nie jest, bowiem Ford, na kanwie postępującej elektryfikacji swojej oferty, zdecydował się na dość odważny krok – zerwał z tradycją bulgoczącej pod maską V8 na rzecz bezgłośnego napędu elektrycznego.

Wydawałoby się to naturalnym ruchem w obecnych realiach rynku motoryzacji, jednak Mustang zmienił również segment, do którego można zaliczyć jego nadwozie – z dwudrzwiowego muscle-cara przemienił się w... SUV. Sam producent tak twierdzi. To spowodowało święte oburzenie wśród fanów galopującego rumaka. Przyznam się, że do tej chwili ja również patrzyłem przynajmniej obojętnie w stronę nowego wcielenia tego modelu. Dla mnie jednak to nie SUV, lecz mocno napompowany hot-hatch, ewentualnie auto z rodziny Grand Tourerów. Z jednej strony świadczy o tym choćby pojemność bagażnika – 400 l, co przy nadwoziu 4700 mm i szerokości 1900 mm zaskakująco mało. Z drugiej strony, testowana wersja GT deklaruje 487 KM, 860 Nm momentu obrotowego i 4,4 sekundy do setki.

Nie są to typowe parametry dla SUV-a. Rozsądny teoretyczny zasięg zapewnia bateria 98 kWh. Dla tęskniących za odgłosem spalinowej, widlastej jednostki jest przyjemnie symulowany bulgot rasowej V8, płynący z głośników Bang and Olufsen.

Zza kierownicy elektryczny Mustang wydaje się naprawdę wielki, a przez to niezbyt wygodny przy parkowaniu czy manewrach pod supermarketem. Promień skrętu również nie ułatwi nam zadania, czyli może to jednak SUV?

Mamy tu kilka niestandardowych rozwiązań: brak tradycyjnych klamek, gigantyczny tablet na desce rozdzielczej lub klawiatura do ustawienia PIN, który pozwoli otworzyć samochód. Dodam tu jeszcze guzik, ukryty w przednim bagażniku, pod maską, który umożliwi dziecku wyjście z niego – oczywiście, jeśli zamknęlibyście je tam przez przypadek.

Materiały użyte do wykończenia wnętrza robią bardzo dobre wrażenie i trudno tu znaleźć tani plastik. Deska rozdzielcza pokryta jest czterema różnymi rodzajami materiałów. Solidnie wykonano połączenia materiałów i nie ma tu miejsca na niedoróbki czy trzeszczące panele. Ogólnie wnętrze zasługuje na duży plus.

Jeśli mamy do wydania na rodzinne auto elektryczne ok 270 tys. zł, w wersji podstawowej, (wersja testowana – ok 400 tys. zł), to naprawdę polecam. Z wiadomych względów, poprzednie wersje tego Forda były omijane przez floty szerokim łukiem. Osławione V8 odchodzą jednak do lamusa, a samo auto to obecnie rodzinne GT (lub SUV, jak kto woli), któremu już znacznie bliżej do flotowych klimatów. A przecież kto z nas nie chciałby jeździć służbowym Mustangiem?

Maciej Słysz
Fleet Manager EMEA Business Process, BD

Przeczytaj również
Popularne