Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Trends

Dziady

Córka moich znajomych, będąca w wieku licealnym, czyta „Dziady”. Nie w czasie rzeczywistym, kiedy to piszę, ale w ramach obowiązkowej lektury szkolnej. Czyta „Dziady” zaciekle i zapiekle, wciąż i wciąż. Kiedy przeczyta, chwilę odczeka i czyta je znowu. Nie, nie transmituje czytania na YouTubie, żeby zostać ekscentryczną jutuberką. Gorzej – ona je czyta, bo po prostu lubi. Szok, prawda? Lubi do tego stopnia, że z mamą – która ma zrozumienie dla fascynacji córki, ale czy ją rozumie? Nie wiem – będą jechały do Warszawy na spektakl „Dziady” do Teatru Narodowego. Miłość matki do dziecka jest niemal tak samo wielka jak miłość dziecka do dzieła wieszcza, bo spektakl trwa chyba jakieś 8 godzin. Ciekawostka: będą jechać samochodem elektrycznym, bo mają taki w rodzinie, i bez problemu w tym czasie naładują auto na powrót, nawet na wolnej ładowarce.

Nie to jednak natchnęło mnie do napisania o nastolatce, która zafascynowała się dramatem Mickiewicza. Natchnęło mnie to, co poruszyłem już we wstępniaku, czyli program NaszEauto, bo jest on niczym „Dziady” – dramatyczny. Dramatyczne jest w nim wiele aspektów, począwszy od zmiany nazwy, która służy tylko i wyłącznie odcięciu się nowej ekipy rządzącej od ekipy poprzedniej. Poprzedni program, Mój Elektryk, wprowadzony przez poprzednią ekipę, akurat działał i wyszedł. Na pewno wyszedł lepiej niż program NaszEauto, którym miała być Izera, czyli PPSE – Pierwszy Polski Samochód Elektryczny. W każdym razie Mój Elektryk stał się NaszymEautem – wszystko po to, żeby sukces był „nasz”.

Pomijając nomenklaturę w iście naszym narodowym stylu, zmieniono założenia programu. Jednak to byłoby dla naszych zaprawionych w legislacyjnych wygibasach przedsiębiorców zbyt proste do opanowania. Więc zanim w założeniu zawieszono, a de facto zlikwidowano program Mój Elektryk, najpierw wykluczono z niego firmy finansujące. Firmy, które w dużej mierze były odpowiedzialne za elektryfikację parku samochodowego w Polsce. Logiczne, prawda? Potem mówiono, że bez strachu wciąż można kupować samochody zeroemisyjne, bo dotację będzie można rozliczyć wstecz, kiedy w życie wejdzie program Mój Elektryk 2.0. Duża część importerów wzięła koszty dotacji na siebie, a duża część klientów planujących zakup samochodów ekologicznych postanowiła wstrzymać się z zakupem, żeby skorzystać z dofinansowania.

Bohaterem drugoplanowym tego dramatu była także (planowana/zasłyszana/wyczekana?) dotacja na zakup używanych samochodów elektrycznych. Spowodowała ona niemal całkowite zamrożenie rynku używanych EV, bo nikt nie chciał ryzykować zakupu, skoro już za rogiem czaiły się kuszące dotacje. To z kolei całkowicie zachwiało wartościami rezydualnymi pojazdów elektrycznych. Prawdziwy efekt motyla, bo to przecież RV w dużym stopniu wpływają na wysokość raty najmu czy leasingowej. Wszystkie te czynniki nałożyły się na siebie i – niczym osobne kolory plasteliny – zmieszały się w jedną szarą masę legislacyjnych potworków. Fleet managerowie czekali na wejście w życie programu umożliwiającego im zakup elektryków z dotacją; ci, którzy chcieli sprzedać używane, zostali z najdroższymi samochodami świata – niesprzedawalnymi; importerzy zostali z samochodami elektrycznymi, które rocznikowo traciły na wartości, a więc trzeba było zaprząc do pracy najsilniejsze konie pociągowe sprzedaży flotowej – rabaty.

I wtedy, cały na biało, wjechał na flotową scenę, niczym Upiór z dramatu Mickiewicza, program NaszEauto. Tutaj mała dygresja – informacja o jego wejściu w życie pojawiła się dokładnie w momencie, kiedy Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, prowadził u nas swój webinar. Była to dla niego, a więc dla związku, a więc dla WSZYSTKICH firm członkowskich – takich jak importerzy i producenci – całkowita niespodzianka.

Program wciąż wyklucza firmy wynajmu i leasingowe, a także jakiekolwiek firmy inne niż jednoosobowe działalności gospodarcze. Co to oznacza w praktyce? A no to – co wiem po rozmowach z flotowcami – że firmy, które dotychczas zatrudniały na etatach, będą sugerowały swoim pracownikom założenie działalności, aby mogli oni skorzystać z dofinansowania, które następnie zostanie refakturowane na ich pracodawcę. O dodatkowej premii za zezłomowanie starego samochodu nie będę się rozpisywał – z litości.
Ten przykład pokazuje, dlaczego „Dziady” są tak popularne. Dramat.

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne