Nowe modele, uroczyste przekazania, spektakularne wyniki testów. Do tego ofensywa samochodów elektrycznych, autobusów i podwozi. Ale w tabelkach spadki. Branża transportowa przeżywa trudny czas. Z jednej strony jest się czym chwalić, z drugiej wyniki nie napawają optymizmem. Dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze?
Iveco Poland uroczyście przekazało 1500. pojazd ciężarowy Iveco S-Way firme Targor-Truck. Auto napędzane jest ciekłym gazem ziemnym (LNG) i zdaniem producenta to kluczowy element w dekarbonizacji transportu. Nie jest to napęd elektryczny, ale przy niższych kosztach zakupu biometan pozwala zredukować emisję CO2 do 95%. Technologia LNG zapewnia nie tylko mniejszy wpływ na środowisko, ale także wyższą efektywność paliwową, co jest niezwykle istotne w kontekście rosnących kosztów paliw i coraz bardziej rygorystycznych norm ekologicznych.
Śląskie Epo-Trans przetestowało nowego Mercedesa Actrosa L z ProCabin w wersji ShowTruck. Rezultat? Średnie spalanie na poziomie 23,31 l/100 km. To mniej niż zakłada producent i mniej niż norma w Epo-Trans. Te liczby robią wrażenie, bo dla każdej firmy transportowej zużycie paliwa to jeden z głównych kosztów działalności – powiedział Igor Kaczorkiewicz, Head of Product & Marketing Daimler Truck Polska.
Jeszcze bardziej oszczędne okazało się Volvo FH Aero, które z wynikiem 21,20 l/100 km zostało laureatem nagrody Green Truck 2025. Jestem dumny, widząc, że zewnętrzny test potwierdza, iż nasz pojazd rzeczywiście zapewnia wyjątkową oszczędność paliwa, zmniejszając emisję CO2 i koszty eksploatacji dla naszych klientów każdego dnia. Zużycie paliwa stanowi znaczną część kosztów operacyjnych naszych klientów, dlatego wiemy, że nasze wysiłki mają znaczenie – skomentował wyniki Jan Hjelmgren, dyrektor ds. zarządzania produktami w Volvo Trucks.
Luggi, polska marka specjalizująca się w zabudowach transportowych, zaprezentowała swój najnowszy zestaw autotransportera do przewozu pojazdów osobowych i dostawczych. Co w nim takiego zaskakującego? Gdzie liczy się czas, bezpieczeństwo i komfort ważny jest każdy detal. A jak mówią twórcy autotransportera to jedno z najbardziej zaawansowanych technologicznie rozwiązań tego typu w Europie, zaprojektowane z myślą o rzeczywistych potrzebach rynku: krótszym czasie realizacji, wyższym poziomie bezpieczeństwa i komforcie pracy kierowców, a także maksymalnej funkcjonalności. Co ważne autotransporeter powstał w 100 proc. w Polsce.
Polska jest także ważna dla MAN-a. Nie dość, że w Starachowicach niemiecki producent ma największą fabrykę autobusów w Polsce a w Niepołomicach najnowocześniejszą fabrykę samochodów ciężarowych w Europie, to nad dodatek jesteśmy dla MAN drugim po Niemczech rynkiem w całej Europie. Trudno się dziwić, MAN zakorzeniony jest nad Wisłą już od 32 lat.
W parze za premierami nowych modeli nie idą jednak ostatni wyniki sprzedaży. „Spowolnienie” i „kryzys” to określenia, które w ostatnich miesiącach polska branża transportu drogowego odmienia przez wszystkie przypadki. Sprzedaż samochodów spada, sprzedaż naczep również spada. Ale przecież nie spadają potrzeby transportowe. One się zmieniają i wymagają dostosowania.
W 2024 roku MAN sprzedał w Polsce ponad 8,2 tys. pojazdów (nowych i używanych). W minionym roku sprzedano 4 101 ciężarówek (spadek o 25 proc. względem 2023 r.). Znaczny wzrost zanotowała natomiast sprzedaż autobusów – 207 (wzrost o 71 proc.). Ruszył się segment ciężarowych samochodów używanych. Do klientów trafiło ich 2 039 sztuk.
W całym ubiegłym roku zarejestrowano 28 084 samochodów ciężarowych pow. 3,5 t., a rynek zmniejszył się o 20,9 proc.
W ogólnym rankingu marek w grupie samochodów o DMC powyżej 3,5 t najwięcej pojazdów sprzedała Scania (5569; +6 proc.). Drugie było Volvo (5232; -21 proc.), które mimo sporych spadków wyprzedziło markę MAN (4 699; -9 proc.).
Mercedes zajął czwarte miejsce (4047 szt. -34 proc.), a piąte z największym spadkiem DAF Trucks (3678 szt. -36 proc.).
Lider sprzedaży Scania w okresie od stycznia do grudnia 2024 r. uzyskała 20 proc. udziału w rynku, zyskując 5,1 pkt proc. w porównaniu do ubiegłego roku. Volvo uzyskało 19 proc. (-0,1 pkt. proc.), a Man ponad 17 proc. udziału w rynku, zyskując 2,2 pkt. Mercedes ostatecznie uzyskał 14 proc. udział, tracąc 2,9 pkt proc., a DAF Trucks stracił 3,1 pkt proc.
Choć spadki są zauważalne, bardziej niepokoi trend, który utrzymuje się już od dłuższego czasu. Jak wynika z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, grudzień 2024 był piętnastym miesiącem spadku na rynku pojazdów użytkowych z rzędu. Co więcej, pierwszy kwartał tego roku także jest na minusie. Rejestracje pojazdów użytkowych w samym marcu zanotowały spadek o 6,9 proc., a w okresie styczeń – marzec aż o 11,1 proc.
Spadek trwa od września 2023 r. z wyjątkiem czerwca b.r. kiedy rynek nieznacznie wzrósł. W marcu 2025 r. zarejestrowano 2 743 nowe pojazdy użytkowe pow. 3,5 t, tj. mniej niż przed rokiem (-6,9%) i o 19,4% więcej niż w lutym 2025 r. To jest jeden z najniższych wyników w ciągu ostatnich lat, tylko w pierwszym roku pandemii zarejestrowano mniej, bo 1,6 tys. szt. podczas gdy w pozostałych latach rejestracje przekraczały nierzadko poziom 3 tys. szt. a nawet rekordowe 3 559 sztuk w roku 2023. Spadek został zanotowany
w kluczowych ciągnikach samochodowych (-11%), a wzrosty w podwoziach samochodowych (+4%) oraz nielicznych samochodach specjalnych (+38%). Autobusy, podobnie jak w lutym, także odnotowały spadek (-6%).
Ogółem nowych samochodów ciężarowych przybyło 2 573 szt. tj. mniej (-7%) niż rok wcześniej. Nowych autobusów zarejestrowano 170 szt. (-6,1%)
Od początku 2025 roku przybyło 6 864 szt. nowych pojazdów użytkowych o DMC pow. 3,5 t., co oznacza spadek (-11,1%) w skali roku. W grupie samochodów ciężarowych rejestracji było 6 324, czyli 12,5% mniej niż w 2024 r., a grupa autobusów zwiększyła się w tym czasie o 8,4% do 540 szt.
Polskie przedsiębiorstwa transportowe od lat są siłą napędową europejskiego rynku przewozów, odpowiadając za ok. 20% całego wolumenu. Ten wypracowany przez lata wynik wydaje się jednak swoistym sufitem trudnym do przebicia. Dlaczego? Jak zwracają uwagę analitycy Europa Środkowa, w tym Polska, odniosła znaczący sukces gospodarczy w ciągu ostatnich dwóch dekad członkostwa w UE. Wzrost PKB per capita oparł się m.in. na inwestycjach zagranicznych o niskiej wartości dodanej. Ten model przyczynił się do dynamicznego rozwoju sektora TSL – powstały liczne magazyny, centra logistyczne i firmy transportowe, a zatrudnienie w tym sektorze znacząco wzrosło.
Dotychczasowy model oparty na niskich kosztach pracy i niskiej wartości dodanej może się jednak wyczerpywać. Rosnące koszty pracy czy transformacja energetyczna zmniejszają atrakcyjność Polski dla inwestorów. W ciągu ostatnich pięciu lat koszty pracy w naszym kraju wzrosły o ponad 30%, co stawia pod znakiem zapytania naszą konkurencyjność w porównaniu z krajami Azji, Afryki Północnej czy nawet Rumunią i Bułgarią. Dodatkowo jesteśmy w dużej mierze uzależnieni od rynku UE, gdzie trafia około ¾ polskiego eksportu. To ogranicza możliwości dywersyfikacji i zwiększa ryzyko w przypadku spowolnienia gospodarczego w Unii – mówi Krzysztof Otrząsek, dyrektor sprzedaży opon ciężarowych i rozwiązań flotowych w Continental Opony Polska.
Polski sektor TSL wciąż w większym stopniu niż w innych krajach UE opiera się na przewozie towarów, a nie na usługach logistycznych. Sytuacja ta zaczyna się jednak zmieniać. Jak pokazują dane raportu opracowanego przez centrum analiz SpotData dla związku pracodawców Transport i Logistyka Polska „Transport drogowy w Polsce 2024/2025”, udział usług logistycznych, spedycyjnych i magazynowych w przychodach sektora TSL w Polsce wzrósł z 19,7% w 2019 roku do 24% w 2022 roku. To wciąż zdecydowanie mniej niż średnia unijna (43%), ale trend jest wyraźny. Dodatkowo z danych przedstawionych w raporcie wynika, że w polskim sektorze TSL wartość dodana w relacji do przychodów wzrosła z 16,9% w 2021 roku do 22,6% w 2023 roku, co pokazuje, że firmy zaczynają dostrzegać korzyści z dywersyfikacji usług. Wciąż jednak pozostajemy w tyle za krajami takimi jak Czechy, gdzie wartość dodana wynosi 30%, czy Niemcy, gdzie sięga ona 55%. Pokazuje to, jak dużo pozostało jeszcze do zrobienia.
Właśnie dlatego rynek musi się dostosować. Jednym z jego elementów są nowe samochody, nie tylko eklektyczne. Te z resztą ma w swojej ofercie już każdy duży producent samochodów dostawczych.
W czerwcu ubiegłego roku do sprzedaży trafił nowy elektryczny ciągnik Scania 45S. Pojazd jest przeznaczony do transportu regionalnego i długodystansowego. Elektryczne ciągniki mają też konkurenci. Volvo od 2023 roku oferuje elektryczną wersję FH. MAN kusi serią ciągników eTGX, a Mercedes już dostarcza klientom eActrosy 600. Podobnie jak Iveco S-eWay – elektryczne ciągniki siodłowe do zastosowań miejskich i regionalnych.
Nie każdy z producentów ma jednak w ofercie napęd ciekłym gazem ziemnym (LNG) czy odmiany wodorowe. W tę stronę poszedł MAN, który twierdzi, że choć diesel dzisiaj nadal jest najbardziej uniwersalnym napędem, szczególnie na długich dystansach to właśnie przejściowym rozwiązaniem może się okazać wodór. Samochody hTGX już są i trafiły do seryjnej produkcji. Owszem w krótkich seriach, ale można ją kupić.
Technologia jest obiecująca, tym bardziej że MAN wykorzystuje w niej nie ogniwa paliwowe a silnik spalinowy. Dokładnie wysokoprężny, ten sam, który wykorzystywany jest do spalania oleju napędowego. Dlaczego? Bo to znacznie tańsze i prostsze rozwiązanie.
Trudno się dziwić, wystarczyło przeprojektować ok. 20 proc. części, głównie w głowicy i układzie paliwowym, zmienić turbosprężarkę i kilka drobiazgów. Skrzynia biegów jest ta sama, układ chłodzenia ten sam, ba nawet rama samochodu jest dokładnie taka sama z wyjątkiem dodatkowego mocowania na zbiorniki paliwa. Cztery wielkie cygara ustawione w pionie za kabiną w sumie mogą pomieścić 56 kg wodoru pod olbrzymim ciśnieniem 700 barów.
Innym elementem transformacji branży TSL jest otwarcie się na nowe możliwości. Celem na ten rok dla Iveco jest mocniejsze zwrócenie się w stronę klienta i podniesienie jakości obsługi. Marka chce podnieść wskaźnik zadowolenia klienta, a tym samym stać się partnerem, który pomoże swoim klientom wykonywać pracę, zdejmując z głowy wszelkie kłopoty. Jednym z elementów budowy całej układanki jest sieć. Ta zyska kilka nowych lokalizacji oraz nową wizualizację stacji z samochodami używanymi.
Poza tym duże nadzieje branża wiąże z szykowanym przez rząd systemem wsparcia zakupu zeroemisyjnych samochodów. Spadki sprzedaży dostawczych i ciężarowych samochodów elektrycznych nikogo nie dziwią. Wstrzymanie systemu wsparcia widać w statystykach. Sprzedaż spadała o 31 proc.
Jak tłumaczył Jacek Nowakowski menedżer ds. rozwoju napędów alternatywnych w Iveco Poland, klienci czekają na rozpoczęcie programu wsparcia dla pojazdów z homologacją N2 i N3. I właśnie w tym segmencie Iveco widzi możliwości sprzedaży swoich elektrycznych samochodów. A wybór jest dość duży, bo to nie tylko S-eWay, ale także podwozie oraz konfiguracja 6x2 lub 4x2 z modułami baterii od 4 do 7 o łącznej pojemności 490 kWh.
Polska branża transportowa wielokrotnie udowodniła, że potrafi dostosować się do zmieniających się realiów rynkowych. Jednak samo doświadczenie i elastyczność mogą nie wystarczyć, by utrzymać pozycję na rynku. Kluczowe staje się nie tylko poszukiwanie bardziej efektywnych rozwiązań, ale także działania regulacyjne.
Największymi wyzwaniami dla branży w tym roku pozostają więc rosnące koszty operacyjne. Firmy transportowe borykają się z rosnącymi kosztami paliwa, ubezpieczeń i płac. Co więcej, opóźnienia w płatnościach od kontrahentów pogłębiają problemy z płynnością finansową. Zmiany regulacyjne — od stycznia 2025 roku zniesiono obowiązek powrotu ciężarówek do kraju siedziby przewoźnika co osiem tygodni, co ma na celu zmniejszenie kosztów i negatywnego wpływu na środowisko. Wprowadzono również system SENT, który od listopada 2024 roku obejmuje przewoźników spoza UE, a od stycznia 2025 roku także przewoźników z UE i EFTA. System ten ma na celu skuteczniejsze monitorowanie zagranicznych firm transportowych.
Ważna pozostaje presja na modernizację floty, co może przyczynić się do poprawy wyników sprzedaży. Nowe limity emisji CO2 i rosnące wymagania dotyczące ekologii i emisji pojazdów zmuszają firmy do inwestycji w nowoczesne, niskoemisyjne technologie. To jednak wiąże się z dużymi nakładami finansowymi. A na koniec pozostaje bardzo prozaiczne wyzwanie — niedobór kierowców. Okazuje się, że branża nadal zmaga się z niedoborem wykwalifikowanych kierowców, co wpływa na zdolność firm do realizacji zleceń i utrzymania konkurencyjności.
Jak pokazuje raport „Transport drogowy w Polsce 2024/2025” firmy transportowe systematycznie zwiększają średnią odległość świadczonych usług. Najszybszy wzrost odnotowano na trasach 150–499 km (średnio 6% rocznie), co wskazuje na rosnące znaczenie transportu średniodystansowego. Jednocześnie przewozy na długich dystansach (powyżej 500 km) wzrosły średnio o 3% rocznie, co jest efektem zwiększonej aktywności na trasach międzynarodowych, zwłaszcza do Niemiec, jak i południowej Europy.
Zmienia się również struktura przewożonych towarów. Materiały budowlane, które kiedyś dominowały na krótkich trasach (do 50 km), są coraz częściej transportowane na średnie i długie dystanse. Z kolei produkty rolno-spożywcze, które wcześniej przewożono głównie na trasach 150–500 km, teraz coraz częściej trafiają na odcinki 500–1000 km.
To pokazuje, że polscy przewoźnicy coraz bardziej specjalizują się w długodystansowym transporcie towarów, co wyróżnia ich na tle innych krajów UE – w Polsce przewozy powyżej 500 km stanowią 15% wszystkich usług, podczas gdy średnia unijna to zaledwie 7%.
Rośnie także znaczenie transportu lokalnego na krótszych trasach i mniejszymi samochodami. Ja pokazują statystyki i dane sprzedażowe samochody do 3,5 tony, w tym także elektryczne czeka świetlana przyszłość. Trudno się wiece dziwić, że niektórzy producenci właśnie tutaj upatrują swojej szansy na rozwój. Ale to zupełnie inny segment.
Juliusz Szalek